Gadjo Delhi

March 14, 2007

Spacer do Kovillooru

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 9:07

03:00

Pobudka. Dziadek z babcia (w ich domu dzis spie) cos gadaja, wchodza i wychodza.

08:00

Pobudka. Mano mowi, ze po okolicy szwedal sie slon i pokazuje slady. Nastepnym razem mowie, zeby mnie wywlokl z lozka, bo bym chcial zobaczyc.

Pol godziny pozniej ide zobaczyc szkole. Jest wczesnie, poza Caucilia i Cautrii jest tam tylko jeszcze jedna niewiasta, calkiem niezle gadajaca po angielsku (jak na jej wiek) oraz nauczyciel. Sama szkola to budynek dwa razy wiekszy od kanciapy, z jedna duza sala w srodku. Na scianach wisi kilka tablic, na jednej wypisanych kilkanascie trzylisterowych angielskich slowek oraz alfabet, na innej cos po tamilsku (od nauczyciela dowiaduje sie, ze alfabet tamilski ma ponad 200 znakow), na kolejnej jakies dzialania matematyczne, obok jeszce mapa Kerali i calych Indii oraz biurko i krzeslo.

Dziewczynki wspolnie recytuja caly tamilski alfabet, zaczynaja sie schodzic pozostali uczniowie, ja wracam do domu.

10:00

Zegnam sie z Richardem i Karen (?) z Anglii, ktorzy tu nocowali, a wczesniej zrobili sobie dwudniowa przechadzke z Mano po gorach, oraz z Joe z Wloch, ktorego spotkalem w autobusie z Kumily i powiedzialem mu o TS. Okazalo sie, ze na gore przyjechal tez wczoraj, tylko wczesniejszym autobusem (pewnie tym, ktory mi uciekl), ale nocowal gdzie indziej.

Sam jade autobusem, ktory wlasnie nadjechal, do Kuailuru.

16:00

Wracam z dorobkiem kilku nowych zdjec, a chwile potem przyjezdza Julia, hiszpanka z wczorajszego autobusu. Podoba jej sie tu, chyba zostanie na jakis czas.

Kovilloor

DSC_9288.jpg 

Szkola, a wlasciwie caly zespol szkol tamze:

DSC_9297.jpg

J.w.

DSC_9307.jpg

DSC_9315.jpg

Vattavada, wioska kilkaset metrow od Kovillooru:

DSC_9321.jpg

Rowniez Vattavada, budowa nowego domu (taki domek to jakis tydzien pracy podobno): 

DSC_9330.jpg 

 

Siedzimy sobie, zajadamy sie zielonym groszkiem, nic nie robimy. Jest spoko, moze by sobie odpuscic Rajastan? ;)

Chyba jednak nie, musze jeszcze zasmakowac tamtejszego lassi, nigdzie indziej nie pilem takiej dobrego.

Wieczor

Konczymy posiadowe przy bardzo powoli dogasajacym ognisku.

Julia, mimo, ze wlasciwie nie jest Hiszpanka jak mowila, a pol-kolumbijka pol-tunezyjka, wyglada raczej jakby pochodzila gdzies z centrum Europy. Gdyby powiedziala, ze jest np. z Niemiec, Czech czy czegos podobnego uwierzylbym jej. Bardzo jej sie tu podoba (wiedzialem, ze tak bedzie juz wtedy jak rozmawialismy podczas jazdy z Kumily).

A w Pakistanie od razu jade na poszukiwanie czegos podobnego.

Ostatni rzut oka na miliony gwiazd na niebie i idziemy spac.

March 13, 2007

Powrot do macierzy

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 19:05

9:50

Jedziemy z jakims Wlochem do Munnaru. Zaopatrzony w banany dla siebie i wisnie dla Caucilii i Cautrii i usadzony przy oknie z aparatem pod reka wracam do domu.

12:00

Postoj na herbatke i pogaduszka z Hiszpanka jadaca tym samym autobusem (poza nia jest jeszcze Szwajcar, Japonka i kilkoro innych gadjo), ktora zachecam do odwiedzenia Top Station. Wpadnie jutro wieczorem.

Gdzies po drodze:

DSC_9236.jpg

DSC_9256.jpg

DSC_9257.jpg

14:30

Ladujemy w Munnarze. Obiad w restauracji gdzie juz wczesniej jadlem, internet, walka z wirusem na karcie (wygrana) i wizyta w malym biurze informacji dla turystow, zeby sie spytac o ktorej jest autobus do TS. W tym czasie wlasnie autobus mi odjezdza, nastepny za 2 godziny. Czekajac na przystanku zauwazam Davida. Troche wciety (lubi sobie wypic), ale to nie przeszkadza w zakupie malej butelki brandy i duzej butelki piwa, ktore zmieszane ze soba wspolnie obalamy na zapleczu pobliskiego bazarowego sklepiku.

18:30

Wsiadamy do busa, juz bez stresu (chyba sie przyzwyczailem do tutejszej jazdy) mimo, ze poziom trudnosci rosnie, bo zaczyna padac deszcz. Mijamy znajomy drogowskaz, juz wiem, ze jeszcze tylko 4km, potem zegnamy sie z dystryktem Devikulam i jednoczesnie w miare rowna droga (zaczynaja sie wertepy, po ktorych autobus nie jest w stanie jechac szybciej niz 10km/h). Kilka minut pozniej witam sie z Mano, ktory jak zawsze szweda sie w okolicy kanciapy wygladajac ewentualnych turystow wysiadajacych z autobusu. Dziewczynkom daje kilka zdjec, ktorych nie wyslalem z Pannaikkadu oraz rarytas w postaci egzotycznych owocow - jablek.

March 12, 2007

Fotostreszczenie poprzednich odcinkow ;)

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:44

Wioska gdzies po drodze do Tandikudi:

DSC_9098.jpg
Kawalek dalej za ta wioska, w takim uroczym miejscu, mielismy nieplanowana awarie autobusu i kilkunastominutowy postoj:

DSC_9109.jpg

Pannaikkadu/Uralpatty - darmowy nocleg w swatyni, w srodku lasu i z odglosami roznych dziwnych zwierzakow:
DSC_9131.jpg

Uralpatty:

DSC_9138.jpg

DSC_9144.jpg

March 8, 2007

Kodaikanal

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:23

Dotarlem do Kodaikanal, rozleglego miasteczka polozonego w gorach na wysokosci 2000m, z malym bajorkiem gdzies po srodku. Z przypadkowym turysta przejechalismy sie wynajetym motorkiem po okolicy, wykonalem kilka dlugich telefonow do mojego banku, zeby sie dowiedziec, ze wszystko jest w porzadku I wrocilem do swojego pokoiku na 2 godzinna drzemke.

Zrobilem sobie rowniez pranie:

DSC_9085.jpg

Chyba zmeczenie daje o sobie znac, nie bardzo mi sie chce wloczyc po okolicy, robic zdjecia itp. Moze to kwestia miejsca. W Top Station na razie bylo najfajniej, dlatego jutro juz definitywnie uderzam na wiochy.

Jeszcze tylko kolacja, ktorej nie dokoncze I ide znowu lezec, przeczekac kryzys (ktory wcale jednak nie oznacza checi powrotu do pl ;) )

March 7, 2007

Body

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:16

12:30

Po klasycznym juz sniadanku na trawie zabralem sie z bratem Mano, Davidem, oraz jego zona Rani (zawsze usmiechnieta i zawsze pokazujaca swoje wystajace zeby) do Body. Nie mam tej miejscowosci na swojej mapie, wiec nie bardzo wiem gdzie to jest ani czy dobrze pisze. Najpierw pareset metrow w dol do Central Station, zygzakowata trasa zboczem gory z ladnym widoczkiem na doline i pozostale dwutysieczniki. Tam w jednej z max. 15 chalup znajdowal sie barek, gdzie uraczylismy sie rozrabianym soczkiem z dodana wycisnieta polowka cytryny, a potem zabralem Davidowi moj plecak, ktory do tego momentu niosl mimo mojego sprzeciwu.

Kolejne kilkaset metrow dalej (w sensie nizej) znajdowala sie wioska Kurangani troche tylko wieksza od dwoch poprzednich. Autobus do Body mial nadjechac dopiero za godzine, wiec David zdjal moj plecak, kory mi zabral w polowie drogi miedzy Central Station a Kurangani mimo mojego sprzeciwu, zamowilismy sobie herbatke, po czym przeszedlem sie 20m w prawo pyknac pare zdjec dzieciakom z pobliskiej szkolki a potem 50m w prawo (na drugi koniec wioski) pyknac widok ogolny. Lazac tak tam i nazad przypomnialem sobie, ze jestem na poludniu Indii. 1600m ponizej Top Station slonce dalo o sobie znac.

DSC_8948.jpg

17:00

Tym razem autobus jechal wyjakowo spokojnie, nawet jak na nasze eurpejskie warunki. Po drodze, kawalek przed Body, mielismy kontrole w Forest Check Post, co skonczylo sie tym, ze jeden z pasazerow zostal przylapany na probie wywiezienia z lasu kilkunastu 30 centymetrowych drewnianych pienkow. Wywinal sie z tego za pomoca oplaty w wysokosci jednej monety, czyli max 5 rupii, ale nie wiem czy w charakterze lapowki czy po prostu tyle sie placi. Mundurowy skonfiskowal tez jedna taka belke, rowniez nie wiem w jakim celu.

W Body David zaprowadzil mnie do pobliskiego hoteliku, gdzie wzialem dwuosobowy pokoj (innych nie bylo) za nistety 10 zlotych. Rozlozylem manatki i poszlismy cos przekasic. Cos czyli rys w miseczce, ktory sie zsypywalo pocjami na spory lisc z bananowca (plastikowy, moze kiedys zjem z prawdziwego) a obok ryzu pan kelner ciepnal 3 rozne warzywne ciapki. Gdy ktoras sie skonczyla dodawal nastepna porcje. Ryz, ktory sobie podzililem na 3 rzuty, rowniez polewal jakimis sosami, ale za kazdym razem bylo to co innego. Jedzenia bylo tyle, ze malo kto wyszedlby stamtad glodny. A za wszystko zaplacilem 3,50. Za trzy osoby… Gdybym spal gdzies w namiocie i zywil sie 2 razy dziennie takim obiadkiem, bylbym kolejna z jakichs 400 milionow osob w indiach zyjacych na poziomie ponizej 1$ dzienne ;)

Po obiadku poszlismy razem do domu brata Davida. Po schodkach wchodzilo sie na sporawy tarasik, z ktorego byly wejscia do kuchni, lazienki i pokoju (w ktorym poza jedna niewielka szafa nie zauwazylem innych mebli). Calosc miala jakies 50 metrow i z tego co zrozumialem za 3500PLN zwrotnej kaucji mozna sobie cos podobnego wynajac.

Po krotkiej wizycie poszlismy do zakladu foto, zgrac zdjecia na CD i zrobic znajduje sie 160km stad, w miescie Theni.

Przeszedlem sie wiec (juz sam) po miescie. Aparat mialem schowany, bo akurat dzieciaki konczyly szkole i gdyby cala taka gromadka sie na mnie rzucila to moglbym tego nie przezyc.

DSC_9014.jpg

DSC_8984.jpg

DSC_8968.jpg

00:43

Wrocilem z kina. O chyba dobre zakonczenie tego dlugiego wieczoru, podczas ktorego poza posiadowa u brata Davida zaliczylem wizyte w jakims urzedzie (pokoiku na pietrze ze stolem i malym biurkiem, przy ktorym urzednik przez pol godziny przegladal i podpisywal rozlozone na dykcie papiery calej rodziny po to, zeby jedno z nich moglo sobie kupic komorke, niestety chyba to nie wystarczylo, bo pozniejsza proba zakupu sie nie powiodla), picie wymieszanej brandy z piwem i zagryzanej smazonymi ziemniakami w jakiejs podrzednej spelunie, i szwedanie sie w 5 osob riksza po roznych zakatkach miasta…

I przepyszny gesty sok z roznych owocow z duzymi kawalkami w srodku. Jutro od niego zaczne nowy dzien.

« PoprzedniaNastepna »

Powered by WordPress