Ranek
Ahmedabad znowu. Tym razem 5h czekania na kolejny pociag a nie ma jeszcze 7 rano, wiec wszystko pozamykane. Rikszarze jak zwykle pytaja czy nie potrzebuje hotelu, dokad jade itp. Poczatkowo mowie, ze nie nocuje w Ahmedabadzie tylko czekam na pociag, ale potem mi sie to nudzi i zaczynam sie bawic:
- Do Jaisalmeru - mowie
- Ohohoho. Nie ma pociagu, moge cie podwiezc na dworzec autobusowy
- Nie mozesz. Do widzenia.
Albo:
- To Pakistan.
- No!!
- Yes!!
Albo:
- To Gilgit (miasteczko w w Pakistanie)
- To Israel Gilgit?
- No, Pakistan Gilgit.
- No no! Israel Gilgit, Iran Gilgit, but no Pakistan Gilgit!
Nie bardzo wiem o co mu chodzilo i chyba juz sie nie dowiem.
9:00
Znajduje net, gdzie sobie spokojnie instaluje soft do zmniejszania obrazkow, wysylam paczke z Dwarki (ten zestaw ponizej). Szybkie sniadanko i 10 minut przed odjazdem wpadam na peron.
Popoludnie
Goraco. Posiedzialbym sobie w jakiejs wodzie jak hipopotam… Albo przynajmniej posmarowal kremem do opalania, bo mimo wlaczanych wiatrakow i wiatru wiejacego z okna jadacego pociagu czuje jakbym sie spalal. Potem przyczepia sie jakas grupka mlodziezy, niestety meskiej i niestety nie bardzo chce sie odczepic. Na szczescie zaraz Jodhpur, papa i wysiadam z pociagu.
Wieczor.
Mmmmm…. Uwielbiam wracac do miejsc, do ktorych uwielbiam wracac A Jodhpur jest chyba wlasnie takim miastem. Jak w domu. Jeszcze tu wroce za pare dni. I mam nadzieje, ze za jakis dluzszy czas rowniez. Witaj Jodhpur
W planie spacerek na stare miasto, pod Clock Tower, na lassi. Oczywiscie wali stado rikszarzy, pierwszy proponuje 30 rupii, drugi 20, trzeci 10. Za dyche moge pojechac. Pewnie chce mi zaproponowac jakis hotel, ale nie wie biedak, ze ja tylko na chwile. Dowie sie przy clock tower i bedzie z tego powodu niezbyt zadowolony.
Najpierw ide do starego znajomego kawalek dalej, niestety restauracja w ktorej pracuje jest zamknieta. Wracam wiec pod C.T., kupuje lassi i spacerkiem (z przerwa na swiezy sok z granatu) wracam na dworzec.
A na dworcu pierwszy raz od nie wiem kiedy myje wlochy szamponem. Ufff jak przyjemnie Juz nie wygladam jak dziecki uchodzcow z afganistanu Recznik gdzies posialem, ale to nic, nadal jest bardzo cieplo, wysycham w 5 minut.
W takim upale ciezko cos zjesc. Poza porannym sniadaniem w Ahmedabadzie moja dieta sklada sie z kilku herbat, kaw, napoi typu mirinda, wody, lassi, sokow…
23:00
Jestem juz ponownie na dworcu, siedze sobie w pociagu. Trafil mi sie wagon z klimatyzacja. Tak prawdziwa a nie w postaci otwartych okien i wiatraczkow.
A w wagonie trafil mi sie dziwny jegomosc, twierdzi, ze jest “magic man”. Moze i jest, kto go tam wie. Przekonuje sie jednak o tym kiedy mowi mi cos o czym wiem tylko ja. A nawet jesli nie tylko ja, to na pewno nie mogl wiedziec tego on, po 10 minutach wspolnego siedzenia. Nie chce powiedziec nic wiecej mimo moich prosb. Moglem wziac od niego nr telefonu, wtedy bym sie dowiedzial czy to tylko przypadek czy na prawde jest magic.
Zasypam pogodnie. No moze srednio pogodnie, ale przynajmniej w wagonie z klimatyzacja.