Gadjo Delhi

May 2, 2007

Teheran

Kategoria: Zarejestrowane, Ja cyknąłem..., Iran — Jacek Karczmarczyk @ 8:22

W poblizu dworca autobusowego, z ktorego jade do Istambulu:

DSC_6092.jpg

DSC_6093.jpg

May 1, 2007

Esfahan c.d.

Kategoria: Zarejestrowane, Ja cyknąłem..., Iran — Jacek Karczmarczyk @ 8:12

Se-i-se pol, mostek niedaleko mojego hotelu za nocy:

DSC_5890.jpg

I za dnia:

DSC_5936.jpg

Maly streecik:

DSC_5940.jpg

Ten sam placyk co wczoraj tylko, ze z innych ujec:

DSC_5998.jpg

DSC_6002.jpg

Bazarek w srodku:

DSC_6057.jpg

DSC_6083.jpg

April 30, 2007

Esfahan

Kategoria: Zarejestrowane, Ja cyknąłem..., Iran — Jacek Karczmarczyk @ 17:13

Inny swiat… Na ulicach czysto, co chwile kosz na smieci, w kafejkach 19-calowe LCDki, masa kobiet na ulicach (co prawda wszystkie ubrane prawie tak samo, niektore tylko nie sa na czarno), nie ma smierdzacych sciekow plynacych wzdluz, autobusy maja szyby, nie ma zarcia przygotowywanego w smrodzie spalin, nie ma riksz, itp itd

Nie ma rowniez tanich hoteli, najtanszy jaki znalazlem to 12$ co juz przekracza moj dzienny budzet, ale dlugo tu nie posiedze, wiec moge sobie poszalec. Nawet bilet do zabytku kupilem, co mi sie do tej pory nie zdazylo ;)

Niestety nie bardzo wiem co to sa za miejsca ponizej, bo badziewny plan miasta, ktory dostalem w ambasadzie iranskiej ma pomerdana polnoc z poludniem, wiec nie bardzo wiedzialem gdzie bylem. I pogoda byla badziewna, rozpogodzilo sie na chwile jak skonczylem focic ;)

DSC_5774.JPG

DSC_5790.JPG

DSC_5805.JPG

DSC_5815.JPG

DSC_5849.JPG

DSC_5866.JPG

April 29, 2007

Taftan - Zahedan

Kategoria: Iran — Jacek Karczmarczyk @ 16:23

3 czesci nie bedzie bo bedzie epilog. Mial spontanicznie zachaczac o Azerbejdzan i Armenie, ale wzgledy formalne wykluczyly taka opcje (granica Armenii z Turcja jest ponoc zamknieta a do Iranu moge wkroczyc tylko raz)

4:00

Rzecz niespotykana - autobus dojezdza do Taftanu 3h przed czasem. Jednak wyjatkowo tym razem mnie to nie cieszy, granice otwieraja dopiero o 9ej.

Bierzemy w pare osob pickupa, ja dojezdzam do jakiegos hoteliku, reszta wysiada wczesniej na modly.

Za ostatnie 12 rupii kupuje cole i tym sposobem zostaje bez pakistanskiego grosza przy duszy (nie licze dwoch piatek, ktore sobie zostawilem na pamiatke). Probuje znalesc jakis godny zaufania punkt wymiany walut, ale jedyne co sie trafia to jakis chloptas z peczkiem riali w szmacianym worku. Kurs ma dziadowski, ale z braku innej opcji wymieniam u niego czesc dolcow, chocby po to, zeby zaplacic za podwiezienie do granicy. Od tego momentu , nawet bedac jeszcze w Pakistanie, za wszystko place juz iranska waluta.

9:00

Granica otwarta. Najpierw kolejeczka po pakistanskiej stronie, a chwile potem wkraczam na teren Iranu. Brak pradu powoduje, ze wszyscy czekaja jakies 2 godziny na rozpoczecie calego rytualu. Niezbyt efektownego z reszta, calosc zajela tyle ile trzeba na sprawdzenie danych w komputerze, wbicie pieczatki do paszportu i pobiezne zajrzenie do plecaka.

Poludnie

Ruszamy do Zahedanu, jakies 90km od granicy. W busiku panuje bardzo przyjemna atmosfera, wcinamy sobie chapati z mieskiej i frytkami, potem chapati ze smietana na deser. W zasadzie gdybym chcial to moglbym sie podarowanym zarciem najesc do syta, ale nie chcialem tak od razu przeginac.

W Zahedanie ladujemy na bardzo przyjemnym dworcu autobusowym. To juz nie jest chaotyczny, brudny i halasliwy dworzec pakistanski, ale bardzo kulturalny i nowoczesny budyneczek. Warszawski dworzec zachodni w porownaniu do tego tez zostaje daleko w tyle. Autobusy tez niczego sobie, klimatyzacja (bynajmniej nie na zasadzie otwartego okna), telewizorek, woda itp. Wszystko to po Indiach i Pakistanie robi duze wrazenie, chociaz smiem twierdzic, ze nawet gdyby przyjechac prosto z Warszawy byloby co podziwiac.

O ile jednak transport jest tu nadal bardzo tani (moze nawet tanszy niz w Pakistanie), to pozostale ceny sa juz niestety wyzsze. Musze jednak najpierw przestawic sie na nowa walute, zeby moc porownywac. Tak samo jak musze sie przestawic na ruch prawostronny, do ktorego przez 10 tygodni juz sie przyzwyczailem.

14:00

Proba kupienia biletu dokadkolwiek konczy sie stwierdzeniem faktu, ze malo kto mowi tutaj po angielsku. Tzn. ostatecznie konczy sie na kupieniu biletu do Esfahanu, ale troche mi to zajelo.

Place czesciowo dolarami, bo nie mam tylu riali, kurs wychodzi w dalszym ciagu gorszy od oficjalnego, ale juz nie jest tak tragicznie.

Za 30 PLN mam luksusowy autobusik, z miejscami lezacymi, bo jedzie tylko 10 osob (lacznie z zaloga) wiec mozna sie rozlozyc na 4 siedzeniach, ktorym mam przebyc ponad 1200 km. Po 100 km kontrola policyjna. Przed nami w kolejce czeka jeszcze kilka innych autobusow, wiec troche minie zanim zaczna sprawdzac nasz. Najpierw bagaze (moj dosyc pobieznie, ale inne bardzo dokladnie, ponoc w poszukiwaniu opium), potem wszystkie zakamarki autobusu. Trwa to wyjatkowo dlugo, stoimy ze dwie godziny, moze dluzej. W koncu jednak ruszamy dalej, ogladajac sobie w telewizorze jakas nawalanke z przecudowna kilkuminotowa sekwencja krecona jednym ujeciem, najlepsze co do tej pory widzialem.

Powered by WordPress