Gadjo Delhi

February 27, 2007

Wiadomosci w skrocie

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 16:33

Z braku laku i z powodu niezidentyfikowanych problemow z WordPressem fotek ani relacji  z ostatnich kilku dni na razie nie bedzie.

Aktualnie po trasie Mumbai - Murud/Janjira - Guhagar - Benaulim (Goa) rozdzielam sie z Marta i Robertem i lece ciuchcia na sam poludniowy kraniec Indii. Upal jest na szczescie milosierny, wiec mimo lekkiego udaru po lazeniu caly dzien bez czapeczki i nielekkiego opalenia da sie jakos zyc. W miedzyczasie w Mumbaiu mialem bliskiej spotkanie trzeciego stopnia z riksza ;) - tubylcy mieli atrakcje.

Goa generalnie jest przereklamowana, droga, kupa burzujskich bialasow z Europy i nie tylko, wiec tubylcy sa troche rozpuszczeni. Mam nadzieje, ze gdzies bardziej w glab ladu bedzie lepiej.

 

Fotki - Guhagar/Ratnagiri

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 9:12

Kolejka do autobusu, chyba Guhagar: 

DSC_7737.jpg

Jedzonko za 2,80 :)

DSC_7745.jpg

Plaza w Guhagarze 

DSC_7772.jpg

Rowniez Guhagar: 

DSC_7791.jpg

Rybacy, Guhagar: 

DSC_7796.jpg

Sianonoski ;) Tez Guhagar 

DSC_7809.jpg

A to turystka tamze: 

 

DSC_7846.jpg

Hmmm gdzies mi Ratnagiri umknelo, bo te rybki chyba sie susza juz na Goa… 

DSC_7979.jpg

 

February 24, 2007

Fotki - Murud/Janjira

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 9:10

Gdzies w drodze do Murudu: 

DSC_7308.jpg 

Murud:

DSC_7689.jpg

Zachodzik w Murudzie: 

DSC_7678.jpg

Jedno z milionow dzieciakow, ktore chcialy, zeby im zrobic fotki ;) Tzn. ta akurat nie bardzo chciala, ale jak chcialem ;)

DSC_7622.jpg

A to juz Janjira, pare kilometrow obok:

DSC_7551.jpg

To tez, owocki morza swierzo wylowione:

DSC_7544.jpg

Janjira, dostawa chyba przyszla:

DSC_7526.jpg

Jeszcze kawaleczek dalej, jakas swiatynia:

DSC_7491.jpg

Dzieciaki w Janjirze:

DSC_7444.jpg

DSC_7438.jpg

Janjira, w jednym z takich domkow ugoscil naz jakis koles czestujac solonym arbuzem:

DSC_7408.jpg

A to plaza w Murudzie, za palmami jest ulica, a po drugiej stronie ulicy byl nasz hotelik:

DSC_7352.jpg

 

February 19, 2007

Osjan

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 17:41

9:30

Droga proba dobycia jakiejs wycieczki. Z pomoca paru ludzi, w tym pana z city busu (kazal mi zaplacic za jazde 21 groszy, cos czuje, ze przeplacilem) po godzinie docieram do dworca autobusowego.

Chyba juz sie zaklimatyzowalem, bez problemu wsiadam i wysiadam z autobusow w biegu, do ruchu prawostronnego tez sie przyzwyczailem (oraz do tego, ze mimo wszystko cos moze nagle nadjechac jednak z lewej strony albo od tylca), czytam time-table w hindi.

Popoludnie

Czytam i wyczytuje, ze bus do Jaisalmeru jest za 45 minut, powinien jechac przez Osjan. Moze i jedzie, ale jest tez bus za 15 minut, o czym wykrzykuje kierowca stojacy przy dworcowych kasach.

Nie sprawdzaja sie opowiesci innych podroznikow ani nawet tubylcow, ze autobusy albo gnaja jak szalone, albo sie co chwila zatrzymuja i jazda trwa 3 razy dluzej niz powinna. Z punktualnoscia (przynajmniej jesli chodzi o odjazd) tez nie ma problemow. 65 km zajmuje mi jakas godzinke albo mniej, ciezko powiedziec nie majac zegarka i przysypiajac w drodze. Klimatyzacja (czyli otwarte okno) dziala dobrze. Az za dobrze, zamykam po 15 minutach, zeby mnie nie przewialo.

Po wyjsciu z autobusu zaczepia mnie paru gosci, czy przypadkiem nie potrzebuje camel safari albo darmowego zarcia. Nie potrzebuje i ide w strone centrum miasteczka. Szybka wycieczka do jakiejs swiatyni i znowu znajduje sie na glownej uliczce. Swiatyn tu jest od cholery, ale po cholere mialbym tam zachodzic… Po jakims czasie w ceglanym murze znajduje dziure, ktora wykorzystuje do przedostania sie na cos co wyglada jak pustynia.

DSC_7165.JPG

DSC_7132.JPG

DSC_7129.JPG

Za chwile jestem z powrotem na ulicy, gdzie zajadam sie “dal fry” (taka gesta tlusta i pikantna zupka warzywna z chapati, czyli ichniejszych chlebkiem podobnym do tego z kebaba na cienkim).

Jeszcze kawalek ulica, juz poza miastem, stamtad wypadam na troche wieksze piaski, ale bez przesady. Mowia, ze najlepsze wydmy sa w Jaisalmerze, ale troche tam za daleko. Mimo to, symboliczny zjazd na tylku tez mozna bylo tu dobyc ;)

W drodze powrotnej nie moglo sie obyc bez kolejnych sesji. Tak malo tym ludziom potrzebne jest do szczescia - tylko zobaczyc siebie na dwucalowym ekraniku z tylu aparatu ;) Na koniec kupuje dwie lemonki na malym bazarku i wsiadam w powrotny autobus.

DSC_7183.JPG

DSC_7135.JPG

DSC_7191.JPG

DSC_7204.JPG

18:00

Miejski, zatloczony autobus na dworzec kolejowy, gdzie znajduje sie Intenational Tourist Biuro, zatrzymuje sie 300 metrow za dworcem. Tyle zdazyl przejechac, zanim zdolalem sie przedrzec z konca do drzwi wyjsciowych, wyjaz portfel, zaplacic i dostac reszte. Wysiadam w biegu.

W I.T.B. zarezerwowac biletu nie mozna. Trzeba pojsc jakies 100 metrow na lewo od dworca, gdzie za poczta jest wlasciwy punkt rezerwacji. Szybko znajduje na rozkladzie interesujacy mnie pociag do Bombaju i szybko dowiaduje sie, ze na najblizsze 5 dni nie ma wolnych miejsc. Jeszcze chyba szybciej znajduje mnie koles, ktory pokazuje, gdzie mozna kupic bilet placac dodatkowe 400 rupii. Oczywiscie uprzejmie mowie mu, zeby spadal na drzewo i znajduje miejsce w pociagu do Ahmedabadu, w polowie drogi do Bombaju.

Wyjazd niestety o 5:30 rano, wiec z obiecanego wczoraj party nic nie wychodzi, konczy sie na wspolnym saffron lassi pod wieza zegarowa. A moglo sie skonczyc na imprezie weselnej. Szkoda, bo to niepowtarzalna okazja, wesela w Indiach sa tylko w zimie a kto wie czy do nastepnej przetrzymam ;)

21:00

“Trains at a glance”, broszurka z informacjami o polaczeniach kolejowych w Indiach (wielkosci katalogu z Ikei) mowi, ze z Ahmedabadu do Bombaju mam kilka pociagow, z ktorych najwczesniejszy przyjezdza na miesce przed 6:00, a najpozniejszy kilka minut po osmej. Zatem Marta i Robert - jak mi sie uda zalapac, to bede na Was czekal na lotnisku, a jak nie to spotkamy sie w Murudzie. A teraz szybkie pakowanko naladowanej baterii do Nikona (starczyla na 600 zdjec) i innych drobiazgow i lece w kimono.

Kolejna porcja wiesci niewiadomo kiedy.

Zegnaj, Jodhpur.

February 18, 2007

Jodhpur - dzien trzeci

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 14:32

6:00

Nie spie juz od jakiegos czasu. Moze dlatego, ze za oknem slychac kolejne allahakbary i ujadanie psow, moze dlatego, ze z okna wali sikami, a moze po prostu dlatego, ze sie wyspalem. Wcinam wiec, troche z nudow, troche z glodu, polish breakfest (czyli kolejna puszka gulaszu angielskiego, na szczescie juz ostatnia, i resztki chleba), pakuje niezbednik i jade na dworzec z zamiarem wybrania sie do jakiejs losowej wioski w poblizu. Jeszcze szybkie zbicie ceny rikszarza z 30 do 20 rupii i jestem na peronie. Generalnie mial byc w plane Jaisalmer, ale jak sie dowiedzialem, ze w jedna strone jedzie sie 6h to sobie dalem spokoj.

10:00

Lemon lassi u Yogi’ego. Chyba zaczne zamiawiac litrowe porcje, bo to to jest fantastyczne :) Restauracja na dachu prowadzona jest przez grupke malych smiesznych chinczykow nie kumajacych w ogole po angielsku. Do tego kwoty typu 20+30+40 licza na kalkulatorze (i dwukrotnie sprawdzaja), ale co ciekawe do obliczenia reszty juz go nie potrzebuja.

Bede musial spytac Yogi’ego o polaczenia do pobliskiego Ossian, bo na dworcu ciezko sie bylo dogadac. Miasteczko moze nie takie zupelnie dzikie, troche jednak turystyczne, ze slynnymi pustynnymi wydmami, ale mysle, ze i tak bedzie tam mniej foreignersow niz w Jodhpurze.

13:00

Bana lassi u pana Prakasha (co znaczy “wschod slonca” podobno, ale pan Prakash to taki troche erotoman gawedziarz, wiec roznie z tym moze byc). To ten sam koles, z ktorym wczesniej wieczorem zawedrowalem pod budke z jasi (tak to sie nazywa?). A lassi to tak wlasciwie cos w stylu naszego koktajlu mlecznego owocowego, wiec w sumie nie wiem czemu ja sie tak tym podniecam.

Nie, to nie nazywa sie jasi, tylko takze lassi, tylko troche inaczej przyrzadzone. Tez takie mleczne papu, ale podane z czyms co wyglada na mielone mieso, ale miesem nie jest. Pan Prakash az sie potarl po uszach, jak uslyszal ode mnie pytanie czy to bylo mieso. “No, it wasn’t!” i potarl sie znowu. To chyba taki tutejszy tik nerwowy, inni ludzie tez tak czynia, ale nie wiem czy przez to czuja sie lepsi czy co.

Tak wiec chyba wiekszosc rodzajow lassi wyprobowalem, lacznie z lassi z miodem (jak tego sprobowalem, to juz wiem, czemu tak sie tym podniecam ;) ). Zostala mi jeszcze do sprobowania wersja z szafranem, ale to potem.

Popludnie

Klasycznie juz, seria kamykow od dzieciakow, spotkanie z panem od branzoletki i kolejna godzinna gadka szmatka.

DSC_7053.JPG

DSC_7074.JPG

DSC_7017-2.JPG

DSC_7041.JPG

DSC_7005.JPG

DSC_6972.JPG

Potem kolejne lassi (wlasnie to z miodem, i chyba z jajkami, bo zalatywalo koglem moglem), fotka dziewcznyny ze sklepu z przyprawami (a to po to, ze robiac jej zdjecie ona bedzie musiala pocalowac swojego wybranca, kolesia z restauracji gdzie pilem lassi z miodem, i w ogole potem beda sobie zyli dlugo i szczesliwie). A przy okazji w sklepie spotkalem Agnieszke z Polski, wiec atmosfera byla generalnie luzna, chociaz oczywiscie zadnych przypraw nie kupilem, bo nie po to tam poszedlem.

DSC_7046.JPG

Kiedy wrocilem do wspomnianego wybranca, ten z wdzieczosci zaprosil mnie na jutro wieczor na imprezke ;) Chyba nie wypada nie pojsc ;)

No a teraz po tej calej przechadzce sie mam chwile spokoju, ktora wykorzystam na wypicie lassi u Yogi’ego a potem na krotki i niezobowiazujacy spacerek do fortu z dwoma Holenderkami.

DSC_7003.JPG

19:00

Lassi wroc ;) Tym razem z szafranem.

Nastepna »

Powered by WordPress