Gadjo Delhi

April 15, 2007

Taraching

Kategoria: Pakistan, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 10:00

9:00

Jedziemy busikiem do Astor. Najpierw kawalek glowna trasa, potem skrecamy w boczna droge i dosc dlugo mkniemy przez gleboki kanion z rwaca rzeka daleko w dole. Widoczek mimo, ze raczej szaro-bury, robi wrazenie, tak samo jak wrazenie, ze jade gdzies wglab dzikich gor jedyna droga i gdyby po przybyciu na miejsce nastapila jakas zwalka kamieni czy sniegu to moge miec problem z wydostaniem sie. Tym wiekszy, ze konczy mi sie gotowka, a na Citibank (jedyny bank, z ktorego moge wyciagnac kase) raczej nie mam co tu liczyc.

Po drodze kolejny w tej podrozy Millitary Police Check Post. Tym razem ze sprawdzeniem kilku wybranych bagazy.

Po dotarciu do Astor dowiaduje sie w pierwszym napotkanym hotelu, ze nie ma miejsc, co mnie jednak zbytnio nie rusza, bo decyduje sie jeszcze dzisiaj jechac dalej, do Taraching.

Z braku miejsc w srodku jeepa laduje na dachu, dzieki czemu place mniej i mam rewelacyjny widok na caloksztalt. Impreza lepsza niz przyczepka w Rumunii ;) Droga od pewnego momentu robi sie raczej wyboista, wiec ciezko robic zdjecia, bo musze sie trzymac czegos obiema recami zeby nie spasc, ale krajobrazik jest calkiem calkiem.

Do Taraching nie dojezdzamy, bo kawalek przed wioska na droge zlecialo troche sniegu blokujac przejazd. “Naprawa” drogi powinna zajac dzien, moze dwa, ale teraz musze isc jakies 45 minut na piechote.

Dsc_4051.jpg

Dsc_4075.jpg

Dsc_4102.jpg

16:00

Melduje sie w hoteliku, zamawiam zarcie (bedzie gotowe za 1,5h) i wybieram sie na spacerek po okolicy.

Niestety sdlonce szybko sie chowa za gore i prawie momentalnie robi sie duzo zimniej, wiec wracam, podajac lokalnemu policjantowi swoje dane (po raz 500-tny chyba), wypijam goraca czekoladke, ktorej kilka puszek zostawila jakas ekspedycja i ide spac.

April 14, 2007

Gilgit

Kategoria: Pakistan, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 9:21

5:30

Pobudka. Tym razem nie na wschod tylko na autobus do Aliabadu, skad mam kolejny transport do Gilgitu.

W polowie drogi mala awaria - na KKH zlatuja z gory kamienie uniemozliwiajac dalsza podroz. Po mojej stronie gruzow stoi kilka busow, po drugiej to samo. Jedyne wysjcie z tej niezwykle dramatycznej sytuacji  jest takie, ze trzeba przejsc przez przeszkode do busow, ktore jechaly z Laiabadu w strone Passu, ale w zaistnialem sytuacji beda zaraz wracac z powrotem. Przechodze 3 razy, bo za pierwszym razem zapominam zabrac plecak z dachu mojegu busa.

Dsc_4000.jpg

Po dotarciu do Aliabadu szybkie sniadanko (w knajpie na moj gest reka oznaczajacy jedzenie koles mowi, ze nic nie ma, mimo, ze widze jak inni cos wcinaja, ale w koncu udaje mi sie cos zamowic) i kolejny bus do Gilgitu. Na trasie znowu kilka osuwisk i innych przeszkod, ale wszystkie sa juz uprzatniete lub sa porobione delikatne objazdy, wiec spokojnie docieram na miejsce.

11:30

Po szybkim lunchu i mniej szybkim, ale przynajmniej skutecznym znalezieniu miejsca, z ktorego odjezdzaja busy do Astor, melduje sie w hotelu. Zbijam cene o 50Rs, ale i tak nadal wychodzi drozej niz pisza w Lonely Planet. W sezonie taki numer pewnie w ogole by nie przeszedl, wiec nie narzekam.

Kolejny punkt programu to kafejka internetowa, znajduje, ale strasznie powoli chodzi, czasem czekam kilka minut na jedna strone, wiec sobie odpuszczam.

Plan zajec koncze dopytaniem sie o busy do Rawalpindi. Nie jest to takie proste, bo tutaj jak ktos nie bardzo zna angielski to na kazde pytanie (ile, jak, kiedy itp) odpowiada “yes”/”ok” lub  “no” w zaleznosci od osoby. Albo podajac cene myli “hundred” i “thousand”. W koncu jednak udaje mi sie uzyskac informacje. Ale bilet kupie za pare dni - jak wroce z Nanga Parbat ;)

17:00

Po relaksacyjnym spacerku po miescie jestem bardziej zmachany niz po 8godzinnym treku w gorach. Na 1600m slonce grzeje nie gorzej niz w Indiach.

Sam Gilgit nie jest jakis rewelacyjnie ciekawy. Najciekawszy jest chyba widok ustawionych co chwila policjantow z dlugimi lufami, walow obronnych w postaci kilkudziesieciu workow z piaskiem czy czyms jeden na drugim, zasiekow, barykad, strzelnic i innych wojskowych terenow i budynkow. Mam wracenie, ze jest tego wiecej niz w stolicy.

Meczecik byl jednym z bardziej strzezonych miejsc, chociaz z aparatem pod lufy nie podchodzilem, wiec tutaj nic nie widac:

Dsc_4010.jpg

Jeszcze tylko ostatnie formalnosci w hotelu Ibex, czyli spisanie pakistanskimi wezykami moich danych - od razu przedstawiam sie jako “Jasek”, bo jak mowie przez “c” to na kazdej twarzy pojawia sie wielki znak zapytania. Imie ojca jakos przeszlo bez problemow, ale nazwiska juz nie podawalem, bo nie wiem czy by koles dal rade ;)

April 13, 2007

Gulmit

Kategoria: Pakistan, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 9:43

7:00

11 godzin snu zdecydowanie wystarcza. Zbieram sie do zwiedzania Gulmitu, nieoficjalnej stolicy okolicy. Troche czekam na jakis publiczny transport, nie mam ochoty wydawac 5 stowek na wynajety samochod. W Gulmicie najpierw robie przechadzke po kolejnym moscie nad Hunza.

I bynajmniej nie chodzi o ten mostek: 

Dsc_3684.jpg

A o ten:

Dsc_3699.jpg

Nastepnie zjadam tani obiadek, bo juz zbliza sie poludnie a ja jestem prawie na czczo. Knajpa serwuje niestety tylko biriyani, do ktorego ma wstret po Indiach, ale jestem na tyle glodny, ze nie chce mi sie szukac niczego lepszego. Jedzac ogladam sobie w telewizji newsy o jakichs demonstracjach w Lahore, Islamabadzie, Karachi itp.

12:00

Wybieram sie na spacerrek do wioski powyzej. Glowna droge olewam, wspinam sie na jakas gorke czyms, co czasami stara sie wygladac jak sciezka, a czasami znika mi z oczu i ide na skuski. Docieram zupelnie przypadkiem do fortu Andra, 1/5h od wioski, do ktorej po chwili wyruszam, bo nie ma co siedziec.

Dsc_3767.jpg

 Dsc_3790.jpg

Dsc_3799.jpg

I jeszcze widoczek z okolic Gulmitu: 

Dsc_3856.jpg

Z wioski od razu spadam do Gulmitu na herbatke i posiadowe, bo jest wczesnie i nie chce mi sie jeszcze wracac do Passu.

18:20

Posiadowa trwa 3 godziny, bo nic akurat nie jedzie do Passu. Gdyby trwala 2:50 to bym zdazyl zrobic fajne ujecie zachodu z dobrego miejsca kolo mojgeo hotelu, ale niestety przybywam 10 minut za pozno. Zastanawiam sie czy jednak nie zostac jeszcze jeden dzien, ostatecznie jednak decyduje, ze spadam do Gilgitu. Zjadam chinszczaka (w sumie towar latwy do zdobycia, do granicy z Chinami jest jakies 150km) i ide spac.

April 12, 2007

Passu - spacerek po mostach

Kategoria: Pakistan, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:41

7:00

Pobudka na wschod, ale po pierwsze troche za pozno a po drugie i tak raczej chyba tutaj wschod jest malo ciekawy.

9:00

Trojka zagranicznych kolegow za 2 godziny rusza na polnoc, a ja wybieram sie na krotka przechadzke przez 2 wiszace mosty. Jak zwykle migawka chodzi na okraglo.

Widok jeszcze z wiosko - lodowiec Passu albo jakis inny:

Dsc_3103.jpg

Dsc_3160.jpg

Do pierwszego mostu dochodze korytem rzeki, musze wiec albo wrocic do drozki idacej na wysokosci mostu a zaczynajacej sie nie wiem gdzie albo wspiac sie po zboczu. Wybieram opcje druga oczywiscie. Gdzies w polowie wspinaczki utykam, nie bardzo mam jak wejsc wyzej, a zejscie tez jest problematyczne. Po paru minutach kurczowego trzymania sie skaly w koncu udaje mi sie znalesc lepsze miejsce do wejscia wyzej. I dobrze, bo po troche dluzszym pobycie w polowie 20-metrowej sciany moglbym nie zdzierzyc.

Sam mostek jest niewiele mniej stresujacy, caly sie gibie, ostroznie przestawiam nogi z jednej deski na kolejna, odlegla o pol metra, czas metr.

Dsc_3195.jpg

Dsc_3209.jpg

Po jakims czasie docieram do kolejnego mostu, obok ktorego jest jeszcze jeden. Niby porzadniej zbudowany, ale ponoc jakies 50 lat temu cisnienie powietrza pod nim spowodowalo jego destrukcje, wiec teraz raczej ciezko po nim przejsc, choc jakby sie uprzec to by sie dalo, bo grube metalowe liny na ktorych jest rozpiety caly czaas sa w dobrym stanie.

Tupopdan bodajze, 6km z groszami, widok z drugiego mostka:

Dsc_3428.jpg

Dsc_3456.jpg

Dsc_3474.jpg

Za mostem laduje w wiosce Husaini, za ktora odbijam do jeziorka Burit skad wracam do Passu troche bladzac (bez tego pobyt w gorach nie moglby zostac zakwalifikowany jako udany)

Jeziorko:

Dsc_3562.jpg

Inne jeziorko, tuz przy wiosce:

Dsc_3601.jpg

A to tak, zeby podkreslic bajkowosc okolicy :)

Dsc_3632.jpg

Dsc_3651.jpg

18:00

Po ponad 8h szwedania sie zamawiam duzego i pysznego kurczaka curry, co zdecydowanie poprawia stan mojego pustego zoladke. Calosc dopelnia 1,5litrowym spritem, mniejszych w wiosce nie ma.

April 11, 2007

Passu

Kategoria: Pakistan, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:15

7:00

Zmywam sie cichaczem z hotelu Blue Moon z nadzieja na jakis wczesny transport do Nagyru lub Passu. Nie bardzo chce cos nadjechac wiec wsiadam do busika w przeciwna strone do Aliabadu. Tam tubylcy pokazuja mi miejsce, skad jedzie bus do Passu, podjedzie niebawem. A odjedzie dopiero jak bedzie pelny, czyli jak bedzie 18 chetnych. Troche to zajmie wiec w miedzyczasie strzelam sobie czaj i kilka knotow. Startujemy ok. 11ej.

Sklep miesny:

Dsc_2842.jpg

Tambylcy:

Dsc_2856.jpg

Ladowanie towaru:

Dsc_2867.jpg

Rakaposhi bodajze (7790m) 

Dsc_2885.jpg

Hunza:

Dsc_2901.jpg

 Poludnie

Dojezdzamy do Passu, krajobraz robi sie genialnie fantastyczny. Duzo ciekawiej niz w Karimabadzie, bardziej roznorodnie, kolorowe skalki, prawie zero budynkow i ludzi. Przy hoteliku, w ktorym nocuje stoja jakies dwa sklepy a dalej tylko KKH otoczona ze wszystkich stron gorami. Wybieram sie na kilkugodzinna przechadzke celem rozpoznania terenu i znalezienia gor, ktorych zdjecie o wschodzie slonca jest na kazdej pocztowce stad.

Dsc_2948.jpg

Dsc_2983.jpg

Dsc_3058.jpg

Dsc_3068.jpg

17:00

Wracam do hotelu, gdzie jeden koles z Irlandii przygrywa sobie na gitarze (sam probuje cos zagrac ale pozapominalem juz wiekszosc rzeczy). Pracuje z kilkoma Polakami, wiec zna pare podstawowych polskich zwrotow, glownie na literke k, ch, j itp - dogadujemy sie wiec bez problemow ;)

Na chwile wpada tez Pakistanczyk ze swoja gitara, razem z Irlandczykiem odbebniamy Hey Joe na dwa instrumeny. Jest tez gosc z Kanady i USA, obaj wlasnie wrocili z proby wspiecia sie na 5000.

Po kolejnym krotkim spacerku w strone wioski siadamy do kolacji, a potem gramy partyjke w kierki i idziem spac.

« PoprzedniaNastepna »

Powered by WordPress