Peshawar
Zdjecia uchodzcow na razie pominmy milczeniem, trzeba bedzie sie tam wybrac z obstawa, a na razie cos z zupelnie innej beczki:
Meczecik na terenie Islamia College
Meczecik w Hayatabadzie, tuz za Peshawarem
Zdjecia uchodzcow na razie pominmy milczeniem, trzeba bedzie sie tam wybrac z obstawa, a na razie cos z zupelnie innej beczki:
Meczecik na terenie Islamia College
Meczecik w Hayatabadzie, tuz za Peshawarem
Przegladajac w necie informacje o obozie afganskich uchodzcow, do ktorego sie za pare minut wybieram, trafilem na calkiem niezle fotografie Lukasza Trzcinskiego. To tak na wszelki wypadek, gdyby mi sie nie udalo nic ciekawego ustrzelic
Lekki wysyp fotek, ale o ile w caly dzien mozna spedzic szwedajac sie po starym miescie i spotykajac np. Afganczyka, ktory mnie wita “Jak sie masz” (ma dziewczyne w Krasniku), to wieczorami nie mam nic innego do roboty. A zatem:
To jeszcze gdzies w drodze z Pindi do Peshawaru:
Czekajac na truskawkowy shake:
Jakis koles z bazaru, nie pamietam czym handlowal:
Widok ogolny:
Burka, sam nawet jedna przymierzylem w jakims sklepiku
Sprzedawca dywanow, cos krzyczy i gestykuluje, ale tylko do zdjecia
Widok ogolny 2:
Burki, ciag dalszy:
Ptasi targ:
Pan chyba z miesnego, ale nie jestem pewny:
Stoisko z soczkiem:
Osiolek, bardzo popularny srodek transportu:
Orzeski, figi, rodzynki….
Autobus miejski - wysiadka/wsiadka w biegu:
Krawiec:
Troche swiecidelek ze zlota, nawet fajne niektore byly:
Stoisko z shake’ami i soczkami:
Figi, ujecie nr 2:
Wazymy cebulke:
Jakies dzieciecia:
Kolejne z serii “z dedykacja”
A tu z dedykacja i z dziecieciem:
Meczet kogostam, z XVII w.:
Stoisko miesne:
Kolejne dzieciecia:
Ten sam meczet raz jeszcze:
Kolejna probka bizuterii, tym razem podobno z Afganistanu:
4:40
Pobudka na jeepa do Astor
4:50
Pobudka na jeepa do Astor. Hotelarz mowi, ze rusza z nastepnej wioski (droga caly czas jest nieprzejezdna, chociaz wyglada juz na prawie gotowa) o 7ej, ale nie jest do konca przekonany, wiec wole byc wczesniej. Wypijam czekoladke i ruszam w droge. Docieram o 6ej, pol godziny przed odjazdem. Z Astor prawie od razu lapie bus do Gilgitu. Zeby nie bylo za latwo to gdzies w polowie kanionu utknela ciezarowka, przez co zaden inny samochod nie jest w stanie jechac dalej. Tak jak z Passu, tylko tutaj ruch jest troche wiekszy. Wyciagniecie ciezarowki z tarapatow zajmuje sporej grupie tubylcow jakies 20 minut (od momentu naszego przybycia na miejsce zdarzenia, ale przed nami juz troche samochodow czekalo).
W koncu jednak ruszamy dalej, mknac z szalona predkoscia po serpentynach na skraju 100 metrowego urwiska.
13:00
Chicken karahi na obiadek, calkiem niezly i spory, po czym ruszam na dworzec PKS, gdzie lapie bus do Pindi ( a wlasciwie bus lapie mnie). Na szczescie, bo w kieszeni zostaje mi tylko jakies 30zl, wiec duzo dluzej bym tu nie poszalal.
Przydrozne Allah Akhbar:
Pryma, cos w tym stylu? Moze niekoniecznie to konkretne zdjecie, bo swiatlo bylo badziewne, ale chodzi generalnie o zasade:
A dokladniej Herlingcostam Base Camp na wys. 3550 Zwazywszy, ze na prawie 3000m wjechalem srodkami lokomocji to szalu nie ma, ale kogo to obchodzi ;P
Pobudka, dla zmylki po prawej stronie jest Raikot (7070m)
Strazniczka Nagiej Gory:
Wioska Upper Rupal, teraz pusta, ale za tydzien, moze dwa, zejda sie tutaj pasterze ze swoimi lowieckami:
Jakis pagorek obok:
A to juz wlasciwa ponadczterokilometrowa sciana sniegu:
Na poludnie od N.P.:
Wracamy sobie - ja i moj przewodnik, ktorego musialem wynajac za gruby szmal, bo kiedys w przeszlosci byly rozne incydenty typu rozboje, gwalty itp, i rzad nakazal policji pilnowac, aby nikt sie nie ruszal bez przewodnika:
Jakies dzieciecia w Rupalu:
Tuz przed Taraching:
Razem z nami z Rupala wedruja obladowane osiolki, bo Taraching jest ostatnia wioska, ddo ktorej da rade dojechac jeepem:
Powered by WordPress