Passu - spacerek po mostach
7:00
Pobudka na wschod, ale po pierwsze troche za pozno a po drugie i tak raczej chyba tutaj wschod jest malo ciekawy.
9:00
Trojka zagranicznych kolegow za 2 godziny rusza na polnoc, a ja wybieram sie na krotka przechadzke przez 2 wiszace mosty. Jak zwykle migawka chodzi na okraglo.
Widok jeszcze z wiosko - lodowiec Passu albo jakis inny:
Do pierwszego mostu dochodze korytem rzeki, musze wiec albo wrocic do drozki idacej na wysokosci mostu a zaczynajacej sie nie wiem gdzie albo wspiac sie po zboczu. Wybieram opcje druga oczywiscie. Gdzies w polowie wspinaczki utykam, nie bardzo mam jak wejsc wyzej, a zejscie tez jest problematyczne. Po paru minutach kurczowego trzymania sie skaly w koncu udaje mi sie znalesc lepsze miejsce do wejscia wyzej. I dobrze, bo po troche dluzszym pobycie w polowie 20-metrowej sciany moglbym nie zdzierzyc.
Sam mostek jest niewiele mniej stresujacy, caly sie gibie, ostroznie przestawiam nogi z jednej deski na kolejna, odlegla o pol metra, czas metr.
Po jakims czasie docieram do kolejnego mostu, obok ktorego jest jeszcze jeden. Niby porzadniej zbudowany, ale ponoc jakies 50 lat temu cisnienie powietrza pod nim spowodowalo jego destrukcje, wiec teraz raczej ciezko po nim przejsc, choc jakby sie uprzec to by sie dalo, bo grube metalowe liny na ktorych jest rozpiety caly czaas sa w dobrym stanie.
Tupopdan bodajze, 6km z groszami, widok z drugiego mostka:
Za mostem laduje w wiosce Husaini, za ktora odbijam do jeziorka Burit skad wracam do Passu troche bladzac (bez tego pobyt w gorach nie moglby zostac zakwalifikowany jako udany)
Jeziorko:
Inne jeziorko, tuz przy wiosce:
A to tak, zeby podkreslic bajkowosc okolicy
18:00
Po ponad 8h szwedania sie zamawiam duzego i pysznego kurczaka curry, co zdecydowanie poprawia stan mojego pustego zoladke. Calosc dopelnia 1,5litrowym spritem, mniejszych w wiosce nie ma.