Gadjo Delhi

March 12, 2007

Fotostreszczenie poprzednich odcinkow ;)

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:44

Wioska gdzies po drodze do Tandikudi:

DSC_9098.jpg
Kawalek dalej za ta wioska, w takim uroczym miejscu, mielismy nieplanowana awarie autobusu i kilkunastominutowy postoj:

DSC_9109.jpg

Pannaikkadu/Uralpatty - darmowy nocleg w swatyni, w srodku lasu i z odglosami roznych dziwnych zwierzakow:
DSC_9131.jpg

Uralpatty:

DSC_9138.jpg

DSC_9144.jpg

March 11, 2007

Krotko i na temat

Kategoria: Posty nijakie — Jacek Karczmarczyk @ 13:10

Dzis tylko maly update mapki

March 8, 2007

Kodaikanal

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:23

Dotarlem do Kodaikanal, rozleglego miasteczka polozonego w gorach na wysokosci 2000m, z malym bajorkiem gdzies po srodku. Z przypadkowym turysta przejechalismy sie wynajetym motorkiem po okolicy, wykonalem kilka dlugich telefonow do mojego banku, zeby sie dowiedziec, ze wszystko jest w porzadku I wrocilem do swojego pokoiku na 2 godzinna drzemke.

Zrobilem sobie rowniez pranie:

DSC_9085.jpg

Chyba zmeczenie daje o sobie znac, nie bardzo mi sie chce wloczyc po okolicy, robic zdjecia itp. Moze to kwestia miejsca. W Top Station na razie bylo najfajniej, dlatego jutro juz definitywnie uderzam na wiochy.

Jeszcze tylko kolacja, ktorej nie dokoncze I ide znowu lezec, przeczekac kryzys (ktory wcale jednak nie oznacza checi powrotu do pl ;) )

March 7, 2007

Theni

Kategoria: Indie — Jacek Karczmarczyk @ 8:22

Soczku jeszcze nie bylo, wzialem wiec 2 szklanki zwyklego soku z ananasa. W oczekiwaniu na Davida, z ktorym sie umowilem ok 9-10ej polzlem na obczajone wczoraj tereny z fajnymi kolorowymi domkami. Przed jednym z nich zalapalem sie na sniadanko przygotowywane na dworze przy drzwiach wejsciowych. Odwdzieczylem sie paroma zdjeciami I poszedlem dalej szukac tematow. Jeden nawet znalazlem, niestety bylem za wolny, bo zanim nastawilem aparat to temat mnie zauwazyl i zmienil pozycje.

Po krotkim spotkanku z Davidem wsiadlem do autobusu do Theni (wcale nie jest 160km, cos zle musialem wczoraj zrozumiec), a on poszedl po zone kontunyowac boje o telefon komorkowy.

Theni o raczej malo ciekawe miasto, nie znalazlem tu zadnego miejsca, w ktorym moglbym zagoscic na dluzej. Jedyny plus to tani nocleg w Raja Lodge, na ktorego znalezienie poswiecilem jakas godzinke, oraz zaklad foto, w ktorym dosc szybko zrobilem odbitki dla Mano. Niestety za nocleg juz zaplacilem, wiec zamiast jechac dalej zaczalem sie wloczyc po okolicy. Jedno fajne miejsce (cala okolica tuz pod miastem) znalazlem, ale jakos klimat nie zachecal do wyciagniecia aparatu, ludzie nawet nie odpowiadali na powitalne vanakam tylko glupio patrzyli. Ciekawe dlaczego. Z innego miejsca z kolei wyprosila mnie uprzejmnie policja, bo wlazlem na jakies “area”, ale nie do konca zrozumialem jakie. Z nudow zaczalem tracic kase na jakies soczki, lody itp duperele.

Jutro wiec szybka ewakuacja na autobus do Kodaikanal o 6ej rano, a stamtad rano wypad na wiochy.

Krotki bilans 3 tygodni – srednio dziennie wydaje 11$, o 4$ mniej niz zakladala pesymistyczna wersja mojego budzetu, dziennie robie 50 zdjec (nie licze skasowanych), roznica pomiedzy opalona skora a nieopalona wynosi ok 1EV, do prawdziwych Indiach brakuje mi jeszcze 1 a moze nawet 2 EV ;)

Body

Kategoria: Indie, Zarejestrowane, Ja cyknąłem... — Jacek Karczmarczyk @ 8:16

12:30

Po klasycznym juz sniadanku na trawie zabralem sie z bratem Mano, Davidem, oraz jego zona Rani (zawsze usmiechnieta i zawsze pokazujaca swoje wystajace zeby) do Body. Nie mam tej miejscowosci na swojej mapie, wiec nie bardzo wiem gdzie to jest ani czy dobrze pisze. Najpierw pareset metrow w dol do Central Station, zygzakowata trasa zboczem gory z ladnym widoczkiem na doline i pozostale dwutysieczniki. Tam w jednej z max. 15 chalup znajdowal sie barek, gdzie uraczylismy sie rozrabianym soczkiem z dodana wycisnieta polowka cytryny, a potem zabralem Davidowi moj plecak, ktory do tego momentu niosl mimo mojego sprzeciwu.

Kolejne kilkaset metrow dalej (w sensie nizej) znajdowala sie wioska Kurangani troche tylko wieksza od dwoch poprzednich. Autobus do Body mial nadjechac dopiero za godzine, wiec David zdjal moj plecak, kory mi zabral w polowie drogi miedzy Central Station a Kurangani mimo mojego sprzeciwu, zamowilismy sobie herbatke, po czym przeszedlem sie 20m w prawo pyknac pare zdjec dzieciakom z pobliskiej szkolki a potem 50m w prawo (na drugi koniec wioski) pyknac widok ogolny. Lazac tak tam i nazad przypomnialem sobie, ze jestem na poludniu Indii. 1600m ponizej Top Station slonce dalo o sobie znac.

DSC_8948.jpg

17:00

Tym razem autobus jechal wyjakowo spokojnie, nawet jak na nasze eurpejskie warunki. Po drodze, kawalek przed Body, mielismy kontrole w Forest Check Post, co skonczylo sie tym, ze jeden z pasazerow zostal przylapany na probie wywiezienia z lasu kilkunastu 30 centymetrowych drewnianych pienkow. Wywinal sie z tego za pomoca oplaty w wysokosci jednej monety, czyli max 5 rupii, ale nie wiem czy w charakterze lapowki czy po prostu tyle sie placi. Mundurowy skonfiskowal tez jedna taka belke, rowniez nie wiem w jakim celu.

W Body David zaprowadzil mnie do pobliskiego hoteliku, gdzie wzialem dwuosobowy pokoj (innych nie bylo) za nistety 10 zlotych. Rozlozylem manatki i poszlismy cos przekasic. Cos czyli rys w miseczce, ktory sie zsypywalo pocjami na spory lisc z bananowca (plastikowy, moze kiedys zjem z prawdziwego) a obok ryzu pan kelner ciepnal 3 rozne warzywne ciapki. Gdy ktoras sie skonczyla dodawal nastepna porcje. Ryz, ktory sobie podzililem na 3 rzuty, rowniez polewal jakimis sosami, ale za kazdym razem bylo to co innego. Jedzenia bylo tyle, ze malo kto wyszedlby stamtad glodny. A za wszystko zaplacilem 3,50. Za trzy osoby… Gdybym spal gdzies w namiocie i zywil sie 2 razy dziennie takim obiadkiem, bylbym kolejna z jakichs 400 milionow osob w indiach zyjacych na poziomie ponizej 1$ dzienne ;)

Po obiadku poszlismy razem do domu brata Davida. Po schodkach wchodzilo sie na sporawy tarasik, z ktorego byly wejscia do kuchni, lazienki i pokoju (w ktorym poza jedna niewielka szafa nie zauwazylem innych mebli). Calosc miala jakies 50 metrow i z tego co zrozumialem za 3500PLN zwrotnej kaucji mozna sobie cos podobnego wynajac.

Po krotkiej wizycie poszlismy do zakladu foto, zgrac zdjecia na CD i zrobic znajduje sie 160km stad, w miescie Theni.

Przeszedlem sie wiec (juz sam) po miescie. Aparat mialem schowany, bo akurat dzieciaki konczyly szkole i gdyby cala taka gromadka sie na mnie rzucila to moglbym tego nie przezyc.

DSC_9014.jpg

DSC_8984.jpg

DSC_8968.jpg

00:43

Wrocilem z kina. O chyba dobre zakonczenie tego dlugiego wieczoru, podczas ktorego poza posiadowa u brata Davida zaliczylem wizyte w jakims urzedzie (pokoiku na pietrze ze stolem i malym biurkiem, przy ktorym urzednik przez pol godziny przegladal i podpisywal rozlozone na dykcie papiery calej rodziny po to, zeby jedno z nich moglo sobie kupic komorke, niestety chyba to nie wystarczylo, bo pozniejsza proba zakupu sie nie powiodla), picie wymieszanej brandy z piwem i zagryzanej smazonymi ziemniakami w jakiejs podrzednej spelunie, i szwedanie sie w 5 osob riksza po roznych zakatkach miasta…

I przepyszny gesty sok z roznych owocow z duzymi kawalkami w srodku. Jutro od niego zaczne nowy dzien.

« PoprzedniaNastepna »

Powered by WordPress